Rozdział pierwszy.

„Noc, a wskazówki na tarczy toczą walkę,
Tyle mam pytań, czy nie wiem czy wystarczy kartek.”
Kobieta przesunęła opuszkiem palca po papierze, kiwając głową z aprobatą. Nadia Hastings, czterdziestolatka o płowych włosach i delikatnych rysach twarzy, odznaczającymi się delikatnymi zmarszczkami siedziała na krześle ze znudzoną miną wówczas, gdy jej pacjentka spoglądała raz po raz w jej bursztynowe tęczówki. Między jej szyją a twarzą przebiegała dość zróżnicowana granica spowodowana  kosmetycznym podkładem nakładanym na skórę. Nie umiała się malować. Ale czego się spodziewać po kobiecie, która połowę życia spędziła w przytulnym gabinecie rozmawiając z nastoletnimi ludźmi o ich problemach, prawie całkowicie odcięta od świata? Nie miała nawet kilku godzin na to, żeby przećwiczyć technikę nakładania makijażu.
- Trzydzieści osiem punktów w skali Becka… – odkaszlnęła, przenosząc zagubiony wzrok na dziewczynę siedzącą naprzeciwko. Claudia błądziła spojrzeniem po ścianach, lustrując po kolei wszystkie dyplomy i podziękowania dla Nadii. Uważała, że okazałe puchary oraz skrawki papieru były w pełni niezasłużone i wcale nie bezpodstawnie. Przecież uczęszczała do niej już od kilku miesięcy, a różnica w zachowaniu była ledwie dostrzegalna.
- Właściwie, to trzydzieści dziewięć. – mruknęła cicho brunetka, wzruszając ramionami.  Zapamiętała ten wynik głównie dlatego, że niezwykle trudno było jej w niego swego czasu uwierzyć. – Mogę już iść? – jej chłodna dłoń spoczęła na rozpalonym karku, po którym przesunęła kilkakrotnie paznokciami. Chciała opuścić pomieszczenie jak najszybciej. Wrócić do domu i zakopać się w pościeli. Nie odpowiadać na pytania ‘Jak było?’ skierowanie do niej, których źródłem była zwykle jej rodzicielka.  
- To poważna depresja, dziecko. – stwierdziła Nadia wywracając wymownie oczami i siląc się na troskliwy ton. Mimo, że zdawała się być osobą nie posiadającą w swojej istocie ani krzty dobroci zależało jej na każdy dziecku z osobna i wszystkich razem. Miała uroczą naturę, którą skrywała za maską chłodnej pani psycholog. 
- Mogę iść? – wypranym z emocji głosem powtórzyła pytanie Claudia, całkowicie ignorując słowa lekarza. Wyprostowała plecy będąc gotowa na to, że pani Hastings odpowie twierdząco i z kolejnej, przeciągającej się niezmiernie wizyty nie wyniknie kompletnie nic.  Bo tak przecież było zawsze. Zamieniały ze sobą najczęściej zaledwie kilka słów i na tej podstawie kobieta stwierdzała, że nie dostrzega żadnych objawów poprawy, a Claudia przychodziła do niej siedem dni później.
- Idź. – szepnęła ledwie słyszalnie i machnęła ręką tym samym okazując poddanie się.  No tak. Kolejny raz. Obserwowała jak Claudia wychodzi z pomieszczenia, pozostawiając po sobie tylko błotniste ślady na panelowej podłodze.   Zaklęła pod nosem coś o wycieraniu podeszw przed wchodzeniem do gabinetu, po czym obróciła się do biurka, ciężko wzdychając. – Proszę! – powiedziała podniesionym, mało zachęcającym głosem, nawołując następnego czekającego na korytarzu zagubionego w wielkim świecie człowieka. 

*** 
Masywne drzwi groźnie wyglądającego budynku zwanego West Boston College otworzyły się, niemiłosiernie skrzypiąc. W szkole panowała grobowa cisza, przerywana co jakiś czas przez wszędobylskich uczniów, przechadzających się w korytarzach czy nauczycielki spóźnione na lekcje, które miały prowadzić. West Boston College.  Prestiżowa angielska uczelnia. Kto by pomyślał, że zawita tam niepozorna Claudia Dawson?  Zabawne. Nikt.  Rozglądając się z podziwem ruszyła krok do przodu, przekraczając próg warownej, ceglanej struktury. W reakcji na zgromadzony w budowli kurz głośno kichnęła, co odbiło się echem po całym szerokim korytarzu. Poruszając się niczym zawodowa agentka próbująca uniknąć umieszczonych w jakimś pomieszczeniu laserów pokonała kilkanaście metrów. Jej miarowy oddech idealnie współgrał z krokami w równych odstępach. Dziewczyna powoli przyzwyczajała wrażliwe oczy do światła bijącego ze wszystkich okien i tym samym rozświetlającego mroczny, wilgotny korytarz.  
- Spóźniona? – Claudia usłyszała cichy szept tuż nad swoim uchem. Głośno przełknęła ślinę po czym zamrugała kilkakrotnie. Obróciła się na pięcie, ciężko wzdychając a na jej twarz spełzł wyraz czystego przerażenia. Centralnie przed nią stał wyprostowany chłopak o brązowych włosach rozwichrzonych we wszystkie strony. Jakby przed chwilą wybuchła jakaś bomba. Jego błękitne tęczówki były przesycone ciekawością co do ujrzanej przed chwilą dziewczyny. – To tak jak ja. – mruknął nieznajomy nie czekając na żadną odpowiedź, uważnie lustrując wzrokiem jej twarz. W końcu jego źrenice zwęziły się, a na ustach rozkwitł sympatyczny uśmiech. – Cześć, jestem Nate. -  uniósł delikatnie prawy kącik ust  jeszcze wyżej, ujmując bez uprzedzenia dłoń dziewczyny.
- Claudia. – odparła krótko, zagryzając dolną wargę, po czym obdarzyła chłopaka ciekawskim spojrzeniem. Wyglądał na sympatycznego. Takie przynajmniej było jej pierwsze wrażenie. Odwzajemniła coś na kształt uśmiechu po czym wzruszyła niemrawo ramionami. – Spóźniona? – szepnęła bardziej do siebie niż do Bruneta, przekrzywiając głowę na lewą stronę.
- Jesteś nowa, tak? – raptem zmienił temat rozmowy Nathan, przerywając głuchą ciszę, która zapanowała tak nagle na korytarzu. – Gdzie masz lekcję? – kolejny raz zadał pytanie i cofnął się delikatnie, aż trafił na fotel stojący przy jednej z hebanowych, szkolnych szafek. Zaśmiał się pod nosem, siadając na miękkim meblu.
- Zadajesz dużo pytań. – stwierdziła dziewczyna, narażając Nate’a na palący rumieniec który zalał jego gorące policzki zaraz po tych słowach. Chłopak spuścił delikatne głowę a jego wzrok zawędrował na podłogę. Claudia zerknęła na plan lekcji, który od jakiegoś czasu trzymała w dłoniach i wzięła głęboki oddech. – Sztukę renesansu z panią Mavor. – stwierdziła, monotonnie przyglądając się kartce tak, jakby chciała sprawdzić, czy aby na pewno się nie pomyliła. Skinęła głową utwierdzając się w przekonaniu, że nie i schowała pomięty skrawek papieru do kieszeni swetra, będącego częścią mundurka obowiązującego wszystkich uczniów szkoły.
- Nie uwierzysz! – prawie krzyknął chłopak głosem kipiącym entuzjazmem. – Ja też. – powiedział spokojniej przypominając sobie, że obok nich panują lekcje a nauczyciele raczej nie lubią, kiedy ktoś im przerywa. Przyłożył palec do ust sygnalizując, że Claudia ma zamilknąć, chwycił ją za rękę, szybkim krokiem przeszedł korytarz i począł zmierzać w stronę schodów. Obrócił głowę do dziewczyny, obdarzył ją promiennym uśmiechem i wbiegł po stopniach na wyższe piętro, powstrzymując śmiech. Starając się jak najmniej stukać butami o podłogę podbiegł do Sali numer czterdzieści dwa. Obrócił się twarzą do Claudii, uśmiechając się filuternie. – To co? Wchodzimy na ślepy los, szykujemy wymówkę, czy czekamy aż wyjdzie z klasy?
- Idiota. – skwitowała dziewczyna wyprzedzając Nate’a. Zapukała delikatnie w drewniane drzwi, wzdychając. Chwyciła za klamkę i szarpnęła nią ku dołowi, przeklinając szpetnie pod nosem. Przekroczyła próg klasy, tym samym łapiąc na sobie wzrok zgromadzonych tam uczniów i poddenerwowanej nauczycielki. Pani Mavor była kobietą o włosach farbowanych na niemal miedziany kolor, okularach przypominających denka od butelek, workowatych ubraniach skrywających jej tak samo workowatą figurę co tym samym znaczyło, że gdyby była kilkanaście lat młodsza można byłoby pomylić ją ze zwykłym próbującym się wyróżnić hipsterem. Aktualnie uczniom bardziej przypominała bezdomną. Claudia  zamilkła, jakby zamrożona na chwilę przez zimny wzrok kobiety.
- Co Was dzisiaj tyle przywiało? – Rachel Mavor przewróciła oczami, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Claudia nie miała pojęcia o co chodzi więc trwała w bezruchu, niezmiernie zdezorientowana. – Pięć jednego dnia, broń Boże… - wydukała nauczycielka, kładąc kościstą dłoń na plecach dziewczyny. – Jak masz na imię, dziecko? – spytała bardziej z grzeczności niż dlatego, że w jakimkolwiek stopniu przejmowałaby się jej imieniem. Przecież była tylko stopniem do comiesięcznej wypłaty, dla której przychodziła wciąż do tej szkoły zamiast przejść na zasłużoną emeryturę.  Claudię przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie, nie dlatego, że dłoń pani Mavor była nieprzyjemnie zimna tylko dlatego, że powiedziała na nią ‘dziecko’. Tak odzywała się do niej jedynie psycholog Hastings i to słowo źle się dziewczynie kojarzyło.
-Claudia. – szepnęła a jej myśli zbłądziły na poboczne tory. – Tak… Claudia. Właśnie. – mruknęła, przenosząc przesycone zawiścią spojrzenie na kobietę stojącą obok. I już wiedziała, że to nie będzie jej ulubiona nauczycielka. Tymczasem Nathan zdążył już przemknąć pomiędzy ławkami by trafić do swojego stolika i machał do dziewczyny dając znak, że obok niego jest wolne miejsce. Brunetka zachichotała cicho i bez reprymendy nauczycielki szybkim krokiem tak, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzliwych spojrzeń podeszła do kolegi, położyła obok ławki swoją torbę i zajęła miejsce obok niego na krzesełku.
- Dzisiaj przyszły cztery inne nowe. – wyjaśnił szeptem, gdy pani Mavor pisała na tablicy temat. – Chyba… - dopowiedział, rozglądając się za nie widzianymi wcześniej twarzami. Na jego usta przywiało szeroki uśmiech, kiedy naliczył aż cztery uczennice, których nigdy wcześniej nie dostrzegł. – One. - pokazał na każdą palcem, wskazując po kolei Kate, Nathalie, Julie i Pauline. Jego poszukiwania przerwał cienki głosik pragnący przywitać się z brunetką, nadchodzący z ławki tuż przed nimi. No tak. Libby ‘Komitet Powitalny’ Brown. Dziewczyna o ciemnej karnacji, brązowych, długich włosach oraz ciemnych, hipnotyzujących zwykle płeć męską oczach. 
- Cześć. – wyszeptała brązowowłosa, obdarzając Claudię promiennym uśmiechem. Wzrok powędrował na jej twarz, która najpewniej zrobiła się cała czerwona. – Mam na imię Libby i naprawdę… - jeszcze bardziej ściszyła głos i zbliżyła się do dziewczyny, uroczo chichocząc pod nosem. - … naprawdę nie radzę Ci, żebyś zadawała się z tym idiotą. – wywróciła oczami i znów usadziła się w pozycji idealnego ucznia. Wyprostowane plecy i twarz skierowana ku nauczycielce odwróconej tyłem. Poprawiła kraciasty krawat, chwyciła za długopis i zaczęła przepisywać zawzięcie to, co pani Mavor zamieściła kurzym pismem na tablicy.
Nate przysunął się do Claudii, położył dłoń na jej ramieniu i cichym, wilgotnym szeptem mruknął jej do ucha imiona wszystkich osób z klasy po kolei poczynając od ostatnich ławek, omijając cztery przybyłe dzisiaj dziewczyny. Ona co jakiś czas zatrzymywała na kimś wzrok by móc bardziej się przypatrzeć, a niekiedy wystarczyła tylko sekunda by zapamiętać to, jak kto się nazywa.
- I co? Kto Ci się podoba? – spytał cicho, na co dziewczyna dała mu kuksańca w bok.
- Nikogo tutaj nie znam, Nate. – stwierdziła, kręcąc głową z niedowierzaniem i palcem zaczesała przeszkadzający jej kosmyk włosów za ucho. 

*** 
Stołówka przepełniona niekoniecznie wygłodniałymi uczniami ale zawsze chętnymi do rozmowy ze sobą zaniosła się śmiechem po raz kolejny, kiedy Vivian upadła niosąc plastikową tacę pełną jedzenia. Stworzyła tym samym wokół siebie grupkę ludzi. Śmiejących się, pytających czy wszystko w porządku i takich, którzy po prostu tam stali głównie towarzysząc kolegom i słuchając ich głupich docinek na temat Viv. Kate spokojnym krokiem podeszła do kilku dziewczyn by spytać, co tak efektownego się przed chwilą stało. Te wzruszyły bezradnie ramionami i odeszły równym krokiem omal nie wywracając się na dwudziestocentymetrowych szpilkach.  Brunetka westchnęła ciężko i przecisnęła się przez całą gromadę grzecznie przepraszając, docierając w końcu do źródła śmiechu – Vivian White, siedzącej bezradnie na brudnej podłodze i starającej doprowadzić się do jakiegoś porządku a tak naprawdę jeszcze bardziej pogrążającej się.
- Chodź. – mruknęła do dziewczyny i podała jej dłoń, chcąc wyprowadzić ją ze śmiejącego się tłumu. Kate nienawidziła patrzeć na to, jak komuś wyrządzana jest krzywda. Gdy tylko było to możliwe ruszała na pomoc nie licząc się z konsekwencjami i to niestety zwykle nie wychodziło jej na dobre. Ale kto by tam się przejął? Czyjeś szczęście czasami jest po prostu ważniejsze od własnego.
- Dziękuję. – szepnęła blondynka wdzięcznie, obracając głowę do ludzi, którzy nagle zamilkli i podążając tuż za Kate ruszyła samym środkiem stołówki do wolnego stolika lub do takiego, przy którym wolna była wystarczająca ilość miejsc by pomieścić je dwie. Rozejrzała się uważnie mrużąc oczy jednak jedyne kilka wolnych miejsc jakie dostrzegła znalazły się obok Claudii i Nate’a, siedzących w odosobnieniu i rozmawiających ze sobą w najlepsze. Brązowowłosa nie miała ochoty przerywać ich nadzwyczaj żywej rozmowy, ale czasem trzeba.
- Cześć! – przywitała się, opierając dłonie o lekko pobrudzony blat. – Możemy tu usiąść? – obróciła głowę do Vivian stojącej nieśmiało kilka metrów za nią i uginającej się pod własnym ciężarem. A może pod ciężarem nieufności?
- Jasne. – odparła Claudia, odsuwając krzesło obok siebie i uśmiechnęła się zapraszająco.
- Dzięki. – mruknęła dziewczyna zajmując miejsce obok brunetki i przywołała do siebie pannę White gestem dłoni, przy okazji uśmiechając się przyjaźnie. – Jestem Kate. – powiedziała kiedy nowo poznana usiadła obok niej. Poprawiła okulary na nosie i przekrzywiła głowę na lewą stronę.
- Ja jestem Nate, a to Claudia. – przedstawił się Nathan i przejechał dłonią po włosach koleżanki, co wyglądało co najmniej tak, jakby była jego młodszą siostrą którą za wszelką cenę chce poznać z jakimiś koleżankami, by pozbyć się jej i pograć z przyjaciółmi w piłkę na boisku.
- Ja Julia. – mruknęła blondynka która znikąd pojawiła się przy stoliku. Zaśmiała się widząc ich reakcje oraz zdziwione twarze i pokręciła głową. – Pojawiam się i znikam. – wzruszyła bezradnie ramionami po czym z gracją usadowiła się na jednym z wolnych miejsc, wzdychając cicho.
- Można? – blondynka usłyszała zachrypnięty głos a kiedy się gwałtownie obróciła ujrzała dziewczynę o blond włosach unoszącą nieznacznie brew. Jej mundurkowy krawat był lekko opuszczony, a czubek głowy przykryty pod błękitną czapką z prostym daszkiem. Dziewczyna odkaszlnęła i skinęła głową po czym niezauważalnie się odsunęła jakby na myśl jej przyszło, że nieznajoma może jej coś zrobić. – Pauline. – nowo przybyła przedstawiła się krótko, każdego po kolei lustrując bystrym spojrzeniem. – A to właśnie jest… - blondynka rozejrzała się uważnie widocznie szukając swojej towarzyszki lub towarzysza, którego zdążyła poznać przez te kilka godzin. – Nathalie. – wyszeptała rezygnując z dalszych poszukiwań po czym obróciła się do stolika, opierając na nim łokieć. Dziewczyna o falowanych, brązowych włosach podeszła do znajomych i posłusznie usiadła obok Pauline, wzdychając ciężko.
- Cześć wszystkim. – powiedziała cicho, oblatując siedzących zdezorientowanym spojrzeniem i nawinęła kosmyk włosów na palec.


________________________________________

 Nudno, nudno, nudno. Nie ma 1D... Ale co tam.
Pozdrawiam Kasię, Julkę i Nati które (niecierpliwie) czekały, dzięki Wam. ♥
Dzięki za 12 obserwatorów i 19 komentarzy pod prologiem, jesteście wielcy! :o
Przepraszam za błędy, także tego... 
Czytasz, komentujesz, ten tego...
xx

 http://24.media.tumblr.com/tumblr_m6pleopBlU1qjx5gso1_500.jpg